literatura polska

Nie ma złych, są tylko uwikłani*

„Uwikłani” Zygmunta Miłoszewskiego to pierwsza powieść otwierająca cykl z prokuratorem Teodorem Szackim.

W centrum Warszawy, w zabudowaniach klasztornych odbywa się specyficzna sesja terapeutyczna. Dość dziwna i kontrowersyjna. Metodą ustawień, polegającą na wcielaniu się w role osób z rodziny pacjenta i ustawianiu ich w pewnej hierarchii, według klucza określonego przez prowadzącego seans, pacjenci rozprawiają się ze swoimi problemami. Terapia wyzwala mnóstwo emocji, będących zaskoczeniem dla samych biorących w niej udział. Taki terapeutyczny seans jest, jak się okazuje – emocjonalnym wyzwaniem.

Czwórka pacjentów i psychoterapeuta Rudzki, który prowadzi kilkudniowy seans terapeutyczny w dość specyficznym otoczeniu. W czasie trwania osobliwej sesji jeden z pacjentów zostaje znaleziony martwy w swojej klasztornej celi. Denata z wbitym w oko szpikulcem przypominającym rożen, znajduje jedna z uczestniczek eksperymentu. Na miejsce przybywa policja i prokurator (w tej roli wspomniany już Teodor Szacki, główny bohater powieści). Od tego momentu zawiązuje się akcja i całe śledztwo, które prowadzone jest z perspektywy warszawskiej prokuratury. Sprawa wydaje się banalna. Ofiara i trójka podejrzanych. Prokurator zaczyna prowadzić przesłuchania. Wystarczy tylko wytypować sprawcę. Tymczasem śledztwo okazuje się o wiele bardziej skomplikowane. Rodzinne, pilnie strzeżone tajemnice z przeszłości i powiązanie wszystkich czterech osób okazuje się nieprzypadkowe.

Szacki, jak na bohatera powieści kryminalnej przystało, nie jest typowym facetem. Na pierwszy rzut oka może niczym specjalnym się nie wyróżnia. Wiedzie życie urzędnika państwowego z kiepską pensją i perspektywami. Ma żonę i córkę. I – jak każdy główny bohater – „coś za uszami”. W przypadku pana prokuratora to szeroko pojęty kryzys wieku średniego, przeciętne małżeństwo, wredna szefowa, presja i praca, która nie przynosi satysfakcji, a już na pewno pieniędzy. Życie z ołówkiem w ręku frustruje naszego bohatera, który chciałby od życia czegoś więcej. Odrobiny zapomnienia, szaleństwa i powiewu świeżości. I nawet zdarza się ku temu okazja, ale…

Nie będę zdradzać całej fabuły. Skupię się raczej na uczuciach, jakie towarzyszyły mi lekturze. Miłoszewski uważany jest za jednego z najlepszych polskich autorów powieści kryminalnych. Debiutował w 2005 r. powieścią „Domofon”. Czytałam, aczkolwiek na tyle dawno, że nie pamiętam specjalnie ani fabuły, ani wrażenia, jakie książka na mnie wywarła, czy też, jakiego nie wywarła.

Wracając jednak do „Uwikłanych”… Nie ujmując nic autorowi dla mnie to poprawna powieść tego gatunku. Ma wszystkie cechy dobrego kryminału: jest zbrodnia, jest główny bohater z problemami, przeżywający w trakcie śledztwa osobiste kryzysy, jest i zaskakujące zakończenie. Dla mnie – miłośnika kryminałów – to trochę za mało. Rewelacyjny kryminał powinien mieć coś jeszcze, to „coś”, co sprawia, że nerwowo przerzucamy kartki, że żaden moment nie jest dobry, by przerwać czytanie („doczytam rozdział do końca, no dobra jeszcze jeden i odkładam, a potem kolejny” – znacie to prawda?). Świetny kryminał wciąga i nie pozwala się od siebie „odkleić”. W przypadku „Uwikłania” zabrakło mi właśnie tego pierwiastka. Książkę spokojnie można przerwać w każdym momencie i wrócić do niej nawet po kilku dniach. Mówiąc krótko, to dobrze napisany kryminał z doskonałą topografią Warszawy. Miłoszewski doskonale zna miasto, co widać w opisach, a co zdecydowanie przemawia na korzyść powieści. Wszystko to mocno osadza powieść w realiach i nadaje wiarygodności historii. I tyle. Po skończeniu czytania nie miałam wielkiego WOW!, jakie towarzyszyło mi choćby w przypadku debiutanckiej powieści Marty Zaborowskiej „Uśpienie” (tu ogromne chapeau bas dla autorki).

„Uwikłanie” to odpowiednia lektura na weekend. Kto po nią sięgnie na pewno nie będzie miał poczucia zmarnowanego czasu, bo akcja toczy się sprawnie. Nie gna do przodu, a cały czas toczy się jednym tempem, może dlatego podczas czytania nie czułam potrzeby rozwiązania zagadki i główkowania, kto zabił. Jakie będą kolejne powieści Zygmunta Miłoszewskiego? Z pewnością się przekonam i spostrzeżeniami chętnie podzielę.

Na koniec dla tych, którzy nie wiedzieli, „Uwikłanie” zostało sfilmowane w 2011 roku przez Jacka Bromskiego. Film oglądałam dawno temu, zanim jeszcze przeczytałam książkę. Dlaczego skojarzyłam dopiero po odświeżeniu kilku kadrów z filmu? A to dlatego, że film ma się nijak do powieści. Prokurator Teodor Szacki jest panią prokurator Szacką, a akcja zamiast w Warszawie rozgrywa się w Krakowie. Nie lubię takich adaptacji, w których poza tytułem i kilkoma wątkami, nic się nie zgadza (kto czytał „Poradnik pozytywnego myślenia” i oglądał adaptację powieści, ten powinien wiedzieć, co mam na myśli.). Toteż nigdy więcej.

Ale do lektury „Uwikłania” mimo wszystko zachęcam.

* cytat Berta Hellingera, od którego rozpoczyna się powieść „Uwikłani”.

„Uwikłanie”
Zygmunt Miłoszewski
Wydawnictwo WAB
2007

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *