
Miłość z kamienia
On – Wojciech Jagielski, mąż, dziennikarz, korespondent wojenny piszący reportaże z pierwszej linii frontu najniebezpieczniejszych konfliktów zbrojnych ostatnich dwudziestu lat. Ona – Grażyna Jagielska, matka, pisarka, żona swojego męża, korespondenta wojennego. Na 205 stronach Jagielska wspomina, rozlicza się z przeszłością, szuka odpowiedzi.
„Dzisiaj mijają trzy miesiące, odkąd przyjęto mnie do kliniki psychiatrycznej z objawami stresu bojowego. Tak naprawdę jest to stres mojego męża, ale on zawsze oddawał mi wszystkie swoje kłopoty” – tymi słowy zaczyna opowiadać swoją historię i to jest w zasadzie całe sedno tej opowieści z punktu widzenia kobiety, która przez wszystkie te lata trwała w zawieszeniu, w oczekiwaniu, w niepewności. Opisuje jego wyjazdy, powroty i swoją samotność. W bardzo osobistych wyznaniach pokazuje jak wyglądało życie z Jagielskim z perspektywy kogoś, kto zostaje i czeka. Na powrót, coraz częściej na telefon, że to już, stało się, dokonało. Dwadzieścia lat pracy Jagielskiego, 53 wojny i jej prawie gotowość „od dwudziestu lat przygotowuję się na śmierć swojego męża, jestem prawie gotowa” – pisze Jagielska.
Grażynę Jagielską – pisarkę, poznałam jakiś czas temu przy okazji „Fastrygi”, książki, której bynajmniej nie można zaliczyć do literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej. Z Jagielską w wydaniu, kobiety po „przejściach” miałam do czynienia po raz pierwszy. Chyba wszyscy mieliśmy. Książka na wskroś osobista i przejmująca. Jagielska posługuje się wprawnie słowem, pisze w prosty, trafiający w punkt sposób. Snuje opowieść, od której nie sposób się oderwać.
Po skończeniu lektury pozostało mi w głowie jedno pytanie, czemu powstała ta książka? W jednym z wywiadów Jagielska mówi: „Psychiatra zaproponował mi, żebym wykorzystując warsztat pisarski, spróbowała pozbyć się swojego koszmaru.” (Duży Format, „Jagielscy po 53 wojnach”, 23.01.2013r.). Pisanie jako forma terapii, w porządku. Ale dlaczego od razu książka? Rozliczanie się z przeszłością, próba ułożenia myśli, zrozumienia, to nie są dobre przesłanki, by wydać światu na „pożarcie” tak osobistą historię. Nie jest ona dokumentem ukazującym pracę korespondenta, bo jest emocjonalnym zapisem tego, jak wygląda to od strony kogoś, kto zostaje, kto czeka. Czy tego jak wygląda właśnie ta druga strona medalu? Ale, czy wszystko to można zaszufladkować pod hasłem „odczucia żon korespondentów wojennych”? Nie, bo to wyznanie bardzo osobiste, intymne, z fragmentami rozmów, listów. Sfera dwojga ludzi, Jagielskich. Dla mnie powinna właśnie tam zostać i być opowiedziana sobie nawzajem. Li tylko i jedynie. Próba pozbycia się koszmaru, jest moim zdaniem dorabianiem ideologii do książki, która trąci – tylko w moim odczuciu jako czytelnika, zaznaczam – próbą dokopania mężowi, inteligentnym odwetem, świadomym lub nie, za te dwadzieścia lat. Daleka jestem od oceniania ludzi i ich motywów, a już najdalsza od wypowiadania się o czyimś życiu, o którym nie mam pojęcia. Nawet, jeśli to szczera do bólu książka, to pokazuje nam zaledwie fragment całej historii. Niemniej decydując się na publiczne wywracanie podszewką do zewnątrz swoich osobistych spraw, które dotykają nie tylko jednej strony, świadomość wystawienia się na publiczny lincz powinna być gdzieś z tylu głowy (i tu ku przestrodze!). Dając to wszystko podane w ładnej, słownej oprawie autorka daje poniekąd przyzwolenie na każdą ocenę.
Czy w trakcie lektury współczułam Grażynie Jagielskiej? Owszem, na początku. Ale dwadzieścia lat skrywania swoich potrzeb, nie artykułowania drugiej osobie oczekiwań, a dawania jedynie niemych znaków, które wcale nie musza być czytelne dla kogokolwiek poza te znaki dającym? W to, z całym szacunkiem, nie wierzę. Po lekturze „Miłości z kamienia” Jagielskiego odebrałam jako egocentryka, uzależnionego od adrenaliny przerośniętego chłopca, który od czasu do czasu bawi się w prawdziwą wojnę, po czym wraca do domu na zupę, zalewając żonę opowieściami „z pierwszej ręki”.
„Potrzebowałem tej fascynacji, bycia w centrum, najważniejszym miejscu na świecie” – dla mnie te słowa, to szczyt egoizmu. Bo według mnie człowiek decydujący się na założenie rodziny, z automatu bierze za nią odpowiedzialność. Jagielski moim zdaniem tego nie udźwignął. Obraz jaki mi się maluje, to dwójka ludzi żyjących obok siebie, gdzie on bawi się w wojnę, naraża życie, a potem z podekscytowaniem opowiada żonie wrażenia, a ona siedzi cichutko na podłodze w kuchni i czeka zjadając się od środka. Że przez dwadzieścia lat nie wzięła go za fraki i nie powiedziała STARY STOP? Rozumiem czyjś szacunek do pracy, do pasji, ale na Boga, czy to aby nie nadużycie?
Wojciech Tochman na okładce książki pisze ”Zastanawiam się, jaką cenę za tę książkę zapłaci korespondent”. Przyznam szczerze, ja też…
Książka będzie budzić emocje, te dobre i te złe, tego nie można Jagielskiej odmówić. Literacko pięć z plusem, cała reszta jak wyżej. Czy przeczytać warto? Jak najbardziej…
Grażyna Jagielska
Wydawnictwo Znak
Kraków 2013

Zawód „pisarz”
Zobacz również

Zbrodnia – motyw – religia?
1 marca 2014
Opowiadania niebanalne
7 sierpnia 2010